LEGENDA O CIESZYNIANKACH

Cieszynianka wiosenna


Wielka wojna trzydziestoletnia, w której zwarły się europejskie potęgi, nie ominęła i Cieszyna. Dwukrotnie miasto i zamek piastowski zajmowali hardzi Szwedzi, dwukrotnie odbijali je żołnierze cesarza. Pośród artyleryjskiego ostrzału kruszyły się mury starej warowni książąt cieszyńskich, niszczały budowle grodu. Po wspaniałym zamku piastowskim, który dotąd chlubą był miasta nad Olzą, teraz jedynie resztki pozostały. W końcu Skandynawowie ponieśli klęskę, a niedobitki i ranni, którzy uniknęli zgotowanej przez wojska habsburskie masakry i ciężkiej niewoli, wałęsali się po drogach i bezdrożach, obcy kraj opuścić pragnąc.

Był pośród nich pewien żołnierz szwedzki, dotkliwie w walkach poraniony, który postanowił o własnych siłach z Cieszyna się wydostać. Siły te były jednak nikłe, a krwawiące rany organizm wycieńczony do końca osłabły. Wlókł się nieszczęśnik od bram grodu, lecz tuż za nimi poczuł, że oto koniec się zbliża. Usiadł więc przy zakurzonej drodze i w mgnieniu oka stracił przytomność.

Wkrótce przechodziła tędy cieszynianka o dobrym i szlachetnym sercu. Ujrzawszy leżącego człowieka w potarganym i pokrwawionym mundurze, pochyliła się nad nim i usłyszała, że płuca utrudzone łapią jeszcze ze świstem powietrze. Pobiegła prędko do domu i sprowadziwszy rodzinę, zadbała, aby rannego do łoża zanieść. Tam opatrzyła go, a gdy odzyskał przytomność przez kilka dni karmiła i poiła. Odzyskując siły, próbował żołnierz jej podziękować, lecz chropowatej mowy ludzi Północy ani ona, ani nikt inny w domu zrozumieć nie mógł. Cieszyła się jednak dziewczyna, że wojak zaczyna czuć się lepiej. Poprawa okazała się wszakże chwilowa, a stan chorego szybko znów pogarszać się zaczął. Widząc, że kres jest bliski, przypomniał sobie Szwed o woreczku z rodzinną ziemią, który zawiesiła mu na szyi matka przed wojenną wyprawą i językiem gestów poprosił swoją młodą dobrodziejkę i opiekunkę, aby jego zawartość na grobie mu wysypać. Dziewczyna skinęła swoją śliczną główką na znak, że życzenie rozumie i uczyni mu zadość. Spojrzał na nią umierający z wdzięcznością i zamknął po raz ostatni swe oczy. Nie zawiódł się: piękna dziewoja urządziła mu skromny pogrzeb, a na mogiłę wysypała ziemię z woreczka.

Przychodziła na grób często, modląc się do Boga o pokój duszy młodzieńca, którego wojna w obcym kraju zabrała. Gdy zaś nadeszła wiosna, dziewczyna ze zdumieniem ujrzała na mogile żółte kwiaty, jakich nikt w tych stronach nie widział. Oto bowiem w ziemi z woreczka znalazły się i nasiona roślin z ojczystych stron żołnierza. Kwiaty nazwano cieszyniankami, albowiem w tych stronach za sprawą dobrego serca młódki w jednym tylko Cieszynie rosły. Delikatne płatki cieszynianek do dziś przypominają o czystej duszy dziewczyny, która utrudzonego młodzieńca z najezdniczej armii tak czule pielęgnowała.
 
---
Źródła:
B. Sala, Legendy zamków karpackich, Olszanica 2017