LEGENDA O GRYZELDZIE I IMKU WISEŁCE



W owym czasie na zamku w Cieszynie panował książę dobry i sprawiedliwy, lecz srogi i nad wyraz dumny. Miał on jedyna córkę, piękną Gryzeldę, która miłość i pożądanie w każdym sercu wzbudzała. Książę jednak w jak najgodniejsze pragnął powierzyć ręce ukochaną dziedziczkę, toteż żaden z zalotników nie wydawał mu się odpowiednim i każdego znad Olzy z niczym odprawiał.

Żył zaś na cieszyńskim zamku hajduk Imko, Wisełką zwany. Był to chłopski syn, który ocalił niegdyś w czasie polowania życie księcia. Toteż docenił władca dzielnego junaka, na zamkową służbę przyjął i zawsze z życzliwością wielką doń się odnosił. 

Nie wiedział wszakże, że już na owym polowaniu feralnym Gryzelda miłością szczerą pokochała Imka, którego siła i męstwo ojcowskie życie ocaliły, a uroda, delikatność i galanteria, chłopom niezwykła, do reszty serce jej ujęły. Także Wisełka wielkim afektem do ślicznej księżniczki zapałał. Oboje wiedzieli jednak, że pan na Cieszynie, na godność swego rodu wrażliwy, choć hajduka życzliwością darzy, nigdy na małżeństwo ich się nie zgodzi. Po kryjomu więc spotykali się młodzi kochankowie w zamkowym ogrodzie, gdy sen dwór cały zmagał, a pośród mroków nocy i nawoływań wartowników namiętne pocałunki na ustach swych składali i czułe wyznania sobie czynili. 

Pewnego dnia postanowił jednak książę, że oblubieńca dla ukochanej córki i zacnego dla siebie następcę musi w końcu odnaleźć. Wezwał więc do Cieszyna najzacniejszych rycerzy z wszystkich stron świata, aby w szranki stanęli o rękę księżniczki, której nadobność wielka już sławą po wszelkich obrosła krajach. Ściągali przeto na zamek nad Olzą szlachetnie urodzeni mężowie, w bojach licznych zasłużeni. Książę oświadczył im, iż w wyznaczonym dniu trzem próbom poddani zostaną. Zasmucili się Gryzelda i Imko Wisełka, gdy zamążpójście dziedziczki cieszyńskiego tronu rychłym się stawało, jednak księżniczka nie tylko ciało piękne i serce wielkie, ale i umysł bystry posiadała, przeto w czasie kolejnej nocnej schadzki wyznała ukochanemu, iż wszelkie próby ojcowskie zna świetnie i obiecała sprawić, aby zaznajomiony z nimi Imko do rywalizacji o jej rękę mógł stanąć. A z taką pewnością słowa owe szeptała, że markotny Wisełka w przyszłe szczęście powoli wierzyć zaczynał. 

Na drugi dzień Gryzelda udała się do dostojnego ojca, prośbę niezwykłą mu przynosząc, aby wszyscy konkurenci do prób przez niego wymyślonych przystąpili w maskach twarze skrywających. Zdumiał się książę na ową prośbę, lecz zapytana o powód panna bez wahania odrzekła, iż pragnie, aby same czyny o zwycięzcy świadczyły, nie zaś inne względy, które sprawiedliwość werdyktu mogłyby naruszyć. Na te słowa pochwalił ojciec córkę za roztropność, po czym rycerzom ogłosił, iż twarze ich zamaskowanymi być w dniu próby mają.

Kiedy nadszedł ów dzień długo oczekiwany, Imko maskę na twarz założył i w szranki o rękę ukochanej stanął. Gryzelda zaś ojcowskie sekrety mu wyjawiła i pewna teraz sukcesu wybranka pocałunek gorący na jego ustach złożyła.

Pierwsza próba dotyczyła uniesienia głazu wielkiego, na dziedzińcu cieszyńskim leżącego. I choć wielu próbowało, żaden z zamaskowanych rywali ruszyć go z miejsca nie mógł. Wisełka zaś pień ze sobą przyniósł, po czym drąg solidny na nim położył, pod skałę jednym końcem wsadził, oparł się mocno na drugim i w ten sposób głaz z ziemi poruszył. Szmer podziwu przez zgromadzony tłum przeszedł, lecz oto druga czekała próba, którą wygrać miał ten, który dalej kamień nad Olzą przerzuci. Jedni zamiast na brzeg przeciwny trafili w nurt błękitny, inni daleko ciskali, chełpiąc się swym wynikiem, skrupulatnie przez sługi zamkowe mierzonym. A kiedy przyszedł czas na Imka, wydobył on z rękawa procę i tak daleko kamyk z niej wyrzucił, iż mierzący odległość ręce rozkładali, zwycięzcę od razu wskazując. Jako trzecie zadane rozkazał książę wspiąć się śmiałkom po linie na mury cieszyńskiego zamku. A gdy kolejni rycerze, odzieniem ciężkim w dół ciągnięci, w nurt Olzy jeden po drugim spadali, Wisełka zapytał, czy dwoma linami posłużyć się może. Kiedy zaś książę na kondycję ową przystał, Imko z murów zamkowych drabinkę na dwóch sznurach wspartą na dół zrzucił i dziarsko po niej na zamek się wdrapał. Nikt z zebranych na owo widowisko nie miał już wątpliwości, że ów śmiałek, choć nie siłą, a sposobem, wszelkie próby zwycięsko przeszedł i rękę księżniczki wygrał. Nie miał ich także uradowany książę, gotów zrękowiny natychmiast ogłosić. Wtedy Wisełka maskę ściągnął, do nóg pańskich upadł, o przebaczenie podstępu poprosił, miłość do Gryzeldy wyznając i szczęście jej w swych ramionach zapowiadając. W jednej chwili pobladła twarz księcia, a serce jego gniew napełnił. Przeraził się lud, gdy wściekły władca przekleństwa srogie miotać począł, Imka oszustem okrzyknął i chamem, któremu księżniczka się marzy. Nie pomogły żałosne napominania Gryzeldy, że miłość hajduka odwzajemnia, że próby przez księcia ustanowione śmiałek zwycięsko przeszedł, a honor panującego rodu obietnice władzę respektować nakazuje: wściekły pan na Cieszynie rozkazał zuchwalca w wieży zamknąć z następnego dnia ściąć mu głowę bezczelną. 

Przepłakała resztę dnia w swej komnacie nieszczęśliwa księżniczka. Lecz wieczorem żywy umysł nową myślą śliczną natchnął główkę. Udała się więc nocą Gryzelda ku wieży, w której Wisełka był więziony, niosąc wiadro przedniego wina, wywarem tajemnym zaprawionego. Uśmiechnęła się do strażników, żal wyraziła nad ich służbą ciężką, po czym trunek ów zaproponowała, aby obowiązki lżejsze im się zdały. Ujęci łaskawością swej pani i na napitek łakomi strażnicy natychmiast do wiadra się rzucili, a gdy wywar zadziałał i sen mocny ich zmógł. Gryzelda klucze do wieży im odebrała i ukochanego uwolniła. Nie wstał jeszcze świt nad Cieszynem, gdy oboje zamkowe mury po owej sznurowej drabinie w pośpiechu opuszczali. 

Kiedy różowy poranek książęce zbudził sługi, oni byli już daleko, śpiesznie w głąb Beskidów wędrując. Książę, rozgniewany zniknięciem córki i więźnia, natychmiast rycerzy swoich za uciekinierami wyprawił, ci jednak ugrzęźli na beskidzkich bezdrożach, pośród lasów nieprzebytych i bagien rozległych trop gubiąc i samemu błądząc. Gryzelda zaś i Imko Wisełka dotarli do miejsca bezludnego, gdzie dwie rzeki w jedną się łączą. Od przydomku Imka Wisłą ją nazwali, a oba potoki na nią się składające od koloru wód – Białą i Czarną Wisełką. Nad samą zaś Wisłą schronienie odnaleźli, chatę bezpieczną budując. Nie niepokojeni już przez książęce sługi żyli tam szczęśliwie, miłością swoją się sycąc i namiętności na ustroniu zażywając. Nie interesował ich już srogi książę na Cieszynie, którego kamienne serce pogwałcenia obietnic się dopuściła, lecz jedynie życie własne, na nowo pośród beskidzkich puszcz rozpoczęte. Spajała je miłość głęboka i zmysłowość dzika, która w owym górskim gnieździe rozkwitała, szczęście i potomstwo liczne przynosząc. Z czasem zaś osada przez nich założona, także imię Wisły otrzymała, aby na wieki pamiętano o wielkim uczuciu i burzliwych losach księżniczki cieszyńskiej Gryzeldy i Imka, zwanego Wisełką...

---
Źródła:
B. Sala, Legendy zamków karpackich, Olszanica 2017